Witam,
zastanawiałam się jakiś czas o czym prowadzić blog.. początkowo myślałam że będzie to normalny fotoblog, czyli zdjęcie moich produktów z krótkim opisem... Wiele takich, później pomyślałam o patternach, schematach i pomysłach dla początkujących, jednak dochodzę do wniosku, że muszę gdzieś wyładować swoje emocje i frustracje ;) i chyba znalazłam do tego miejsce.
Nie jestem humanistą, to chciałam zastrzec na samym wstępie, mam nadzieje że nie będę was męczyć zresztą nikt nikogo do niczego nie zmusza.
Chciałabym jednak, już teraz przedstawić moje zadziwienie w związku z ogromną popularnością kontrowersyjnych blogów parentingowych tj młoda matka, samotna matka, szalona matka etc.
Niesamowity jest syndrom utwierdzania się społeczeństwa na przykładzie niepowodzeń innych, jacy jesteśmy niezrównani, wszechwiedzący i niezastąpieni. Czasem czytając komentarze, aż brakuje mi słów...
Osobiście jestem biernym czytelnikiem, oglądaczem, skupiam się zwykle na ciekawych postach, nie przepadam za blogami modowymi, nie interesuje się modą dziecięcą... jestem zafascynowana rękodziełem, sztuką wychodzącą z ludzkich rąk, czyli najbardziej twórczym i rzeczowym sukcesem ludzi. Uwielbiam czytać o osiągnięciach naszych rodaków, o tym jak stworzyli coś po raz pierwszy na świecie, gdy liczą się z nimi wielkie potęgi. Natomiast nienawidzę słuchać jacy są bezduszni, beznadziejnie leniwi i narzekający, jak nie potrafią nic ze swoim życiem zrobić, jak marnuje życie na użalanie się nad sobą i innymi, a tym bardziej na truciu innym życia..
Najbardziej ostatnio denerwuje mnie tematyka medycyny dziecięcej w szerokim zakresie, czyli głównie zaniedbania lekarskie, pomyłki, opieszałość. Człowiek młody olewa tematykę lekarską bo przecież jest nieśmiertelny, nigdy nie choruje a jeśli nawet to sam sobie kupi paracetamol i coś na kaszel, jednak gdy pojawiają się dzieci zaczyna się problem, bo zapisanie dziecka do poradni preluksacyjnej graniczy z cudem, ponieważ nfz tak niewiele refunduje dziennie badań. Mało kasy rozumiem, ale dlaczego każdy specjalista ma kilka złotych na pacjenta ale jeden poświęca pacjentowi pół godziny na wizytę a USG trwa góra 30sekund. Matko, mało jest rzeczy które tak skrajnie mnie irytują...
Problem wrócił niedawno, bo Milenka ma już 15miesięcy i nie chodzi, dlatego zaczynam się martwić i chciałam to sprawdzić u specjalisty, konsultowałam się ze znajomą pedriatką i poleciła ponowne usg bioder mimo że 2 poprzednie były prawidłowe.
No to mówię : "warto zrobić , przynajmniej będę miała pewność, że wszystko w porządku" no to co robię? Dzwonie po przychodniach, oczywiście u nas nie ma żadnej poradni preluksacyjnej najbliższa 40km stąd, a jedyna która miała termin w tym roku przyjmuje dzieci do 12m życia... Nosz ja pierniczę! Człowiek ma powody do obaw, ma skierownie, chce się zapisać na istniejący termin a słyszy nie, przepraszamy ale dziecko jest "za stare" i co mam zrobić? oczywiście iść prywatnie, za pieniąchy to każdy w tym kraju przyjmie mnie poza kolejką z pocałowaniem ręki. Szkoda tylko że to tzn bezpłatne badanie pochłania co miesiąc kilkaset złotych naszego wynagrodzenia... które wolałabym płacić w razie potrzeby prywatnie, ale to już inna para kaloszy które też mnie irytują.
Na szczęście jest światełko w tunelu, niedaleko maja poradnie rehabilitacyjną i może uda się żeby jakaś życzliwa Pani zerknęła na moje dziecko i oceniła czy istotnie mam powody do obaw.
Czy u Was też na termin usg bioder czeka się tak długo?